Strony

piątek, 28 sierpnia 2015

LashVolution Serum pobudzające wzrost rzęs - efekty po miesiącu stosowania

Witajcie Słoneczka ;)
Piękne, długie i geste rzęsy w zasięgu ręki! Naturalna alternatywa dla sztucznych rzęs! Pierwsze efekty już po 14 dniach regularnego stosowania, a maksymalny efekt - po pełnych 4 miesiącach stosowania!
Która z nas nie marzy o rzęsach " aż do nieba "? Która by nie chciała wypróbować tak wspaniale brzmiącego produktu? Która nie zwróciłaby uwagi na tak kuszące obietnice? Podejrzewam, że brak takowych... Dążenie do piękna jest " rzeczą " nadzwyczajnie normalną, szczególnie gdy idzie w parze z rozsądkiem - lubimy się podobać innym, ale również sobie. To właśnie same dla siebie jesteśmy najbardziej bezwzględnymi krytykami :)

LashVolution Serum pobudzające wzrost rzęs
Moje rzęsy są słabym ogniwem - nigdy ich w naturalnym wydaniu nie lubiłam. Krótkie może i nie są, ale długie też nie, a ich jasny odcień sprawia, że są niemal niewidoczne. Nie o takim " obramowaniu " dla swych oczu marzyłam. A więc gdy zaczęłam swoją przygodę z makijażem, dawnoooo temuuuu to było, tusz stał się moim kosmetycznym niezbędnikiem. Za sztucznymi rzęsami nie przepadam, a przedłużanie najzwyczajniej nie wchodziło w grę.
Gdy nie tak dawno na rynku pojawiły się odżywki/sera wspomagające wzrost rzęs, zaświeciła się dla mnie lampka w tunelu. Mogło przecież być tak pięknie! Mogło... ale pierwsza próba okazała się totalną klapą, co więcej, skutecznie mnie zniechęciła do dalszych eksperymentów z tego typu produktami.
Może tak by wszystko i zostało, czyli bez zmian, gdyby nie kuszące Serum LashVolution...

LashVolution Serum do rzęs
Tylko kilka sekund dzieli Cię od pięknych rzęs... 
Ty też możesz mieć piękne, uwodzicielskie rzęsy!
Pomyślałam, czemu nie! Warto wypróbować, nie ma co się zrażać się po nieudanym debiucie ;) Już minął miesiąc, miesiąc regularnego stosowania serum LashVolution, dlatego chcę Wam o niej opowiedzieć i pokazać efekty, które dzięki niej uzyskałam. Cieszę się, że serum trafiło w moje ręce, i na moje rzęsy oczywiście - efekty może nie są piorunujące, ale są dla mnie bardzo satysfakcjonujące. A zresztą same zobaczcie, przeczytajcie, oceńcie - warto czy nie :) Ja uważam, że WARTO!

Serum do rzęs LashVolution
Słów kilka od producenta

Rzęsy, o jakich zawsze marzyłaś są w Twoim zasięgu!
Twoje naturalne rzęsy są krótkie i cienkie? Wypadają w nadmiernej ilości? Próbowałaś nawet najdroższych tuszów do rzęs, ale Twoje rzęsy wciąż nie przypominają tych, które znasz z reklamy?
Twoje poszukiwania rozwiązania właśnie dobiegły końca - LashVolution to serum do rzęs stworzone specjalnie dla Ciebie. Jego skuteczność potwierdzają badania, które wykazały, że 90% badanych kobiet zauważyło wyraźne wydłużenie rzęs.
LashVolution sprawi, że Twoje rzęsy będą wzbudzać pożądanie mężczyzn, a także podziw i zazdrość koleżanek. Będziesz się cieszyć z długich, mocnych i lśniących, a jednocześnie naturalnie wyglądających rzęs.

 LashVolution Najlepsze serum do rzęs
Korzystanie z LashVolution jest proste, szybkie i nie wymaga od Ciebie żadnych poświęceń. Nałożenie odżywki trwa zaledwie 10 sekund dziennie.
Możesz korzystać z LashVolution nawet jeśli:
  • nosisz soczewki kontaktowe lub okulary
  • masz rzęsy farbowane henną, a na co dzień korzystasz z makijażu
  • Twoje rzęsy są obecnie sztucznie zagęszczone lub przedłużone
  • korzystasz z makijażu permanentnego
  • straciłaś rzęsy przez stosowanie nieodpowiednich preparatów
  • straciłaś rzęsy w wyniku stosowania chemioterapii
Preparat nie powoduje opuchlizny, zaczerwienienia, podrażnień ani przekrwionych powiek.
Brak efektów ubocznych został potwierdzony niezależnymi badaniami.

serum do rzęs LashVolution
Dzięki zawartości organicznych składników LashVolution to całkowicie bezpieczna odżywka, która wspomaga naturalny wzrost rzęs. Obecność w składzie serum peptydów i substancji aktywnych oraz ekstraktów z pokrzywy, zielonej herbaty i rumianku sprawia,że jest ono przyjazne dla organizmu.
  • Peptydy i substancje aktywne - zaawansowana formuła wykorzystuje peptydy i substancje aktywne,które w bezpieczny sposób stymulują wzrost rzęs.
  • Niacyna i ekstrakt z pokrzywy zwyczajnej - ekstrakt z pokrzywy w połączeniu z niacyną jest stosowany w preparatach przeciwko wypadaniu włosów, zapewniając długotrwałe efekty.
  • Wyciąg z zielonej herbaty - ekstrakt z zielonej herbaty sprawi, że Twoja skóra będzie nawilżona i wolna od podrażnień w miejscu nakładania serum.
  • Ekstrakt z rumianku - wyciąg z rumianku to popularny składnik kosmetyków, który działa regenerująco oraz bakteriostatycznie.
serum pobudzające wzrost rzęs LashVolution
Składniki: woda, gliceryna, myristoyl pentapeptide-17, propanediol, ekstrakt z kamelii japońskiej, wyciąg z pokrzywy, acrylates/C 10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, ekstrakt z rumianku, dechloro dihydroxy difluoro ethylcloprostenolamide, disodium EDTA, ethylhexylglycerin, niacinamide, phenoxyethanol, propylene glycol, sodium Hydroxide.

Produkt przebadany klinicznie. Nie testowany na zwierzętach.

serum LashVolution
Serum LashVolution już swoim opakowaniem zachwyca. Dyskretne, opatrzone logiem białe " imienne " pudełko kryje w sobie ... kolejne, te właściwe, tekturowe, usztywniane pudełko o ładnej, nawiązującej do produktu oraz jego działania, szacie graficznej.
Po otwarciu naszym oczom okazuje się wyprofilowana tekturka w której bezpiecznie sobie leżakuje serum.
Do zestawu została dołączona ulotka informacyjna, zawierająca wszystkie podstawowe informacje, oraz wygodna linijka przeznaczona do mierzenia długości rzęs. Ta linijka zasługuje na szczególną uwagę, bowiem idealnie dopasowuje się do kształtu oka, przynajmniej u mnie tak jest, dzięki czemu mierzenie wzrostu rzęs jest czystą przyjemnością! Bez dyskomfortu, bez męczenia się, bez podrażnienia oczu, jak to bywa w przypadku zwyczajnej kartki. Wielki plus!

serum pobudzające wzrost rzęs LashVolution
Serum mieści się w malutkiej, szczelnie zakręcanej buteleczce, o pojemności 3 ml, wykonanej z tworzywa. Korek, a jednocześnie uchwyt pędzelka, jest stosunkowo długi, co ułatwia trzymanie - nie wyślizguje się podczas aplikacji.
Na buteleczce znajdują się jedynie nazwa produktu, dane producenta, jest to produkt francuski, oraz termin ważności od momentu otwarcia - jego umieszczenie na opakowaniu kosmetyków szczególnie doceniam :) Ze względu na naturalny skład serum ma stosunkowo krótki termin, wynoszący 6 miesięcy od momentu otwarcia. Ale ta pojemność ma nam wystarczyć na 4 miesiące stosowania, jeśli oczywiście będziemy przestrzegać wskazówek producenta.

LashVolution serum
Bardzo lubię aplikator, w postaci pędzelka, w który jest wyposażona buteleczka. Długie, elastyczne " włoski " oraz ostry kształt pozwalają na precyzyjne, szybkie i sprawne nakładanie serum. Pędzelek, dzięki swojej formie, bez problemu dociera nawet do trudno dostępnych miejsc, a że jest cienki - aplikuje serum docelowo, idealnie rozprowadzając go tuż u nasady rzęs, bez ryzyka trafienia do oka. Serum jest płynne, przezroczyste, zupełnie niewidoczne, po aplikacji delikatnie wyczuwam go na rzęsach i powiece, ale po kilku sekundach wysycha - można iść spać...

Odżywka do rzęs LashVolution
LashVolution należy aplikować każdego dnia, upss przepraszam, wieczoru, przed snem, na górną powiekę, tuż u nasady rzęs. Na dolną nie zaleca się stosować, ja zresztą dolne rzęsy i tak zawsze traktuję po macoszemu, nawet je nie maluję tuszem, jak zauważyliście :)
Przyznam, że bardzo skrupulatnie przestrzegałam regularności stosowania, a gdy po ok. dwóch tygodniach już zobaczyłam i poczułam pierwsze efekty, ucieszyłam się jak dziecko :) Czyli DZIAŁA!
Producent zapewnia, że najlepsze wyniki można osiągnąć stosując odżywkę raz dziennie przez 8-12 tygodni, po tym czasie serum wystarczy stosować jedynie 2-3 razy w tygodniu, w celu podtrzymania efektów. Ja mam za sobą dopiero 4 tygodnie, ale i tak zmiany, które zaszły na moich rzęsach są naprawdę wyczuwalne i widzialne :) Radość!

Odżywka do rzęs LashVolution
Po 4 tygodniach stosowania moje rzęsy wyraźnie się wzmocniły, stały się bardziej elastyczne, odporne na wypadanie, złamania, uszkodzenia. Nieraz przeprowadzając poranną toaletę tak bardzo wyczuwałam je pod palcami, że zastanawiałam się, czy aby na pewno nie zapomniałam z wieczoru zmyć makijaż :D Serio! Elastyczne, sprężyste, delikatnie zagęszczone, zauważyłam też że nieco urosły, wydłużyły się i jakby się stały odrobinę ciemniejsze.
Powyżej umieszczam wyniki mierzenia przed rozpoczęciem kuracji, oraz te, z ostatniej chwili, czyli po miesiącu regularnego stosowania - różnicę widać, ja dodatkowo ją czuję :) Nie przegapiłam ani razu!

Odżywka do rzęs LashVolution
Dzięki LashVolution czuję że jestem na właściwej... kuracji :) Jeśli po miesiącu osiągnęłam tak fajne, zadowalające rezultaty, to po 12 tygodniach powinien być prawdziwy szał. Ale nie chcę zabiegać do przodu, stosuję, nie pomijając żadnej " dawki ", a efektami pełnej kuracji z pewnością z Wami się podzielę we właściwym czasie :)
Odżywka jest błyskawiczna i nadzwyczajnie łatwa, przyjemna w użyciu, jej aplikacja rzeczywiście zajmuje tylko kilka sekund. Nie powoduje u mnie podrażnień, uczulenia, zaczerwienienia, suchości, swędzenia ani żadnego innego dyskomfortu.
Jak na razie wszystko w najlepszym porządku!

Odżywka  LashVolution
Cena - 79 zł / 1 opakowanie

Dostępność - LashVolution, apteki na terenie całej Polski.

Podsumowując...

Dzięki LashVolution moje oczy zyskały nieco piękniejszą ( i ciemniejszą ) oprawę :) Efekty po miesiącu stosowania są rzeczywiście widoczne, a kolejne miesiące przede mną! Produkt wyznacza się wieloma pozytywnymi cechami, między innymi świetnym składem, który gwarantuje bezpieczeństwo podczas stosowania oraz brak skutków ubocznych. Dodatkowym atutem jest cena, jak na tak skuteczny i wydajny produkt, całkiem przyjazna :) Musicie wypróbować!

Czy słyszałyście o Serum LashVolution?
Jak Wam się podoba opakowanie i wedle opisu - skusilibyście się?
Jeśli go stosujecie, podzielcie się swoimi wrażeniami :)
Udanego weekendu Wam życzę :*
                               

środa, 26 sierpnia 2015

Pielęgnacja z Joanną - Oliwkowy balsam do ciała, Oliwkowy krem do rąk oraz peeling Mandarynkowy

Witajcie Słoneczka ;)
Jestem ciekawa czym się kierujecie podczas wyboru kosmetyków do pielęgnacji ciała? Zapachem, konsystencją, pojemnością, ceną, a być może efektami, które dzięki nim możecie uzyskać? Kosmetyki, które dziś Wam zaprezentuję nie wprawią Was w osłupienie, bowiem są wszystkim doskonale znane, jak również przez wielu z Was lubiane. Nie musicie też wybierać między ceną, jakością, zapachem, a pojemnością, bowiem produkty te łączą w sobie wszystkie wspomniane cechy :)

Kto nie zna Joanny? Joannę znają wszyscy! To kosmetyki łatwo dostępne, nawet w oddalonym zakątku świata można je znaleźć na sklepikowych półkach :D A w dodatku wyznaczają się fajnymi zapachami, przyjemnym działaniem, praktycznymi opakowaniami... Uwielbiam peelingi myjące marki, są od lat moimi ulubieńcami. Wiadomo, każdy produkt to w sumie inna historia, dziś opowiem Wam o kilku kosmetykach, które dotychczas były mi nieznane, ale w ostatnim czasie skutecznie umilają moją codzienność.
Każda pielęgnacja rozpoczyna się od porządnego oczyszczania skóry oraz złuszczania martwego naskórka, a więc chyba się ze mną zgodzicie - dobry peeling to podstawa! Pielęgnacji ciała też, a może przede wszystkim, to dotyczy.

Słów kilka od producenta

Gruboziarnisty peeling do ciała Fruit Fantasy Brazylijska mandarynka intensywnie regeneruje zniszczony naskórek. Dokładnie oczyszcza i wygładza skórę, wyśmienicie ją zmiękcza, nawilżając i przygotowując do kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych.
Regeneruje i powoduje, że kosmetyki lepiej się wchłaniają, a przyjemny, intensywny zapach mandarynki na długo z Tobą pozostanie.

Składniki: Aqua, Polyethylene, Sodium Laureth Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Triethanolamine, Parfum, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Disodium Laureth Sulfosuccinate, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Xanthan Gum, Polyquaternium-7, Disodium EDTA, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, CI:19140, CI:16255 

Produkt testowany dermatologicznie.

Gruboziarnisty mandarynkowy peeling rzeczywiście porządnie oczyszcza i wygładza ciało. Swoją konsystencją przypomina średniej gęstości żel z zatopionymi w nim drobinami o regularnym kształcie, niczym kryształki soli średniej grubości. Drobin jest sporo, a więc już mała porcja jest na skórze ostro wyczuwalna. Peeling świetnie złuszcza martwy naskórek, oferując ciału nieskazitelną gładkość, delikatność i, początkowo, lekkie zaróżowienie - masaż tymi drobinami nie przechodzi bez śladu :) Na szczęście intensywność z łatwością można stopniować poprzez odpowiedni nacisk rąk oraz odpowiednią porcję peelingu - którą wymierzamy indywidualnie. Powiem jedno, fanki ostrych ździeraków będą zachwycone!
Peeling nie zostawia na skórze klejącego filmu, z łatwością się spłukuje, nie pieni się, ale przeobraża się w białą emulsję, która, jak mniemam, zapobiega przesuszeniu skóry. Tak, po jego użyciu skóra jest nie tylko idealnie gładka, ale również jakby... nawilżona? Żadnego ściągnięcia ani klejącej warstwy, żadnego dyskomfortu po nim nie odczuwam.
Jeśli chodzi o zapach, jest dla mnie zbyt mocny, ale producent w opisie zaznacza iż jest on intensywny, więc się nie czepiam. Wojtas, mąż mój, ma odmienne zdanie od mojego - lubi tą Brazylijską mandarynkę :) Zapachem przypomina skórkę mandarynki, a nawet powiedziałabym ten olejek, który wypryskuje i unosi się w powietrzu podczas obierania owocu :)
Opakowanie bardzo praktyczne, choć takie... hmm, inne? :) Dzięki przezroczystości buteleczki proces zużycia łatwo można kontrolować. Bardzo szczelne zamknięcie na klik uniemożliwia wydostanie się zawartości, a ergonomiczny kształt pozwala na wygodne przewożenie produktu, w kosmetyczce!
Gdy już ciałko jest porządnie oczyszczone, wygładzone i gotowe do dalszych kroków pielęgnacyjnych, zabieramy się za nawilżanie...

Słów kilka od producenta 

Balsam do ciała Naturia body z oliwą z oliwek jest przeznaczony do skóry suchej. Zapewnia optymalne odżywienie skóry. Nadaje jej gładkość i elastyczność oraz sprawia, że staje się miękka i miła w dotyku. Skóra jest nawilżona i odżywiona.
Dzięki jedwabistej konsystencji balsam doskonale się wchłania i intensywnie pielęgnuje Twoje ciało.
Oliwa z oliwek - uzyskana w procesie tłoczenia na zimno bogata jest w nienasycone kwasy tłuszczowe. Znacząco wpływa na wzmocnienie barier ochronnych naskórka. Działa wygładzająco, nawilżająco i kojąco.

Składniki: Aqua, Glyceryl Stearate SE, Paraffinum Liquidum, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Isopropyl Myristate, Dimethicone, Caprylic/Capric Trigliceride, Cetearyl Alcohol, Phenoxyethanol, Olea Europea Fruit Oil, Olea Europea Oil Unsaponifiables, Propytheptyl Caprylate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinammal, Butylphenyl Melthylpropional, Limonene, Linalool, Caprylyl Glycol.

Efekty stosowania: skóra odżywiona i elastyczna, jędrna i miła w dotyku, wypielęgnowana i przyjemnie pachnąca.

Z balsamami Body Naturia już miałam styczność, i to nie raz, stosowałam bzową wersję oraz z algami morskimi - bardzo miło je wspominam. Muszę przyznać, że Oliwkowy odżywczy balsam do ciała również doskonale wpisał się w moje preferencje. Mimo iż jest przeznaczony do skóry suchej, wcale nie natłuszcza ciała. Ma lekką, kremowo-żelową konsystencję, dosyć gęsty, ale przy kontakcie z ciepłą skórą ciała zmienia się w delikatne, przyjemne mleczko. Z łatwością rozprowadza się, szybko się wchłania zapewniając natychmiastowe uczucie komfortu, nawilżenia, odżywienia.
Balsam wnika w skórę całkowicie, po krótkim masażu, nie bieli skóry, nie wałkuje się, nie natłuszcza ani nie klei jej. Tuż po aplikacji bez obaw można założyć ubrania.
Bardzo ważną dla mnie cechą kosmetyków pielęgnacyjnych jest ich zapach, jak wiecie gustuję w pięknych woniach, latem szczególnie preferuję świeże, lekkie, owocowe aromaty. Oliwkowy balsam pachnie... wcale nie oliwkowo, lecz bardzo przyjemnie, orzeźwiająco, nieco soczyście i subtelnie słodkawo - niczym musujący sok ze świeżych egzotycznych owoców, zielonych, koniecznie zielonych. Bardzo uprzyjemnia stosowanie, co więcej - długo pozostaje na skórze, lubię czuć na ciele jego obecność.
Wydajnością zachwyca, nie dość że jest podany w dosyć sporej, ale jakże praktycznej i ładnej, butli, to i ze względu na skuteczność wiele go nakładać nie trzeba. Robi co do niego należy oferując bardzo zadowalające efekty!
Ciałko zadbane, to teraz czas zatroszczyć się o bardzo delikatną skórę - skórę rąk. Przecież ręce są naszą wizytówką, nigdy w pielęgnacji nie możemy ich pomijać...

Słów kilka od producenta

Odżywczy glicerynowy krem do rąk z Oliwą z oliwek to Twój mały niezbędnik jeśli chodzi o pomoc zniszczonym i wysuszonym dłoniom! Z pewnością sprawdzi się nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, oliwa z oliwek głęboko odżywi suchą skórę. Krem przywróci skórze elastyczność i miękkość, pozostawiając delikatny film ochronny.
Receptura została oparta o glicerynę, która nawilża nawet najgłębsze warstwy naskórka. Dodatkowo występuje oliwa z oliwek, która zapewnia optymalne odżywienie skóry.
Krem jest przeznaczony do dłoni szorstkich, niemiłych w dotyku, wymagających nawilżenia i odżywienia.

Składniki: Aqua, Glyceryl Stearate SE, Cetearyl Alcohol, Isopropyl Myristate, Dimethicone, Caprylic/Capric Trigliceride, Phenoxyethanol, Propytheptyl Caprylate, Sodium Polyacrylate, Olea Europea Fruit Oil, Olea Europea Oil Unsaponifiables, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinammal, Butylphenyl Melthylpropional, Limonene, Linalool.

Efekt stosowania: dłonie intensywnie zregenerowane, odżywione i nawilżone, miłe w dotyku.

Glicerynowy Krem do rąk z oliwą z oliwek Naturia już Wam pokazywałam w ulubieńcach ubiegłego miesiąca i w sierpniu również po niego sięgam najczęściej. A konkurencja jest spora, więc możecie się domyślić, jak bardzo mi przypadł do gustu :) Dlaczego?
Po pierwsze ze względu na lekką, przyjemną konsystencję, która świetnie się rozprowadza i stosunkowo szybko się wchłania, nie jest ani gęsta, ani też rzadka - wręcz idealna!
Po drugie za działanie - po wchłonięciu, mimo zapewnień producenta, nie zostawia żadnej warstewki, no chyba że jest ona niewyczuwalna, to mogę się zgodzić, bowiem działanie ochronne rzeczywiście jest długo wyczuwalne - nawet po umyciu rąk.
Po trzecie - efekty, ze względu na brak warstewki, klejącej, śliskiej czy też tłustej, krem jest idealny do stosowania zarówno na dzień jak i na noc. Wygładza, zmiękcza skórę rąk, wizualnie natychmiastowo ją upiększa i subtelnie rozjaśnia - tak zadbane i gładkie ręce nie wstyd podać na powitanie :)
Po czwarte - zapach! Lekki, delikatny, ale taki przyjemny, świeży, a jednocześnie kojący. Nie jest nachalny ani mocny, ale wyrazisty, choć po aplikacji nieco się ulatnia, łagodnieje, ciesząc nozdrze subtelnym aromatem. Ten krem jest niczym " niewidzialne rękawiczki " - chroni, pachnie, troszczy się o ręce, ale jest niewyczuwalny :)
Malutka, miła dla oka i przyjemna w użyciu, tubka zmieści się nawet w małej kopertówce czy kosmetyczce. Wydajność bardzo wysoka! Bo tak naprawdę liczy się działanie, nie ilość nakładanego kosmetyku - w jego przypadku do szczęścia wiele nie trzeba :)

Ceny: Peeling Mandarynkowy - ok. 10 zł; Balsam do ciała Oliwkowy - 8,99 / 500 g: Krem do rąk Oliwkowy - 2,89 zł / 50 g.

Dostępność - sklep Joanna, i wiele, wiele innych sklepów, drogerii, aptek, marketów, supermarketów... w tym internetowych :)

Podsumowując...

Kosmetyki Joanna są dowodem na to, że piękno wcale nie musi dużo kosztować. I można tu wiele mówić i toczyć spory, ale powiem jedno - warto je wypróbować, zwłaszcza że asortyment coraz bardziej się powiększa. Niska cena, dobra jakość, składy... jak wiele innych - same wybierajcie :)
Peeling jak dla mnie pachnie trocha za mocno, ale działaniem zadowala, natomiast oliwkowy balsam i krem do rąk - wpisują się do szeregów ulubieńców i przyjemniaczków. Musicie je wypróbować :)

Znacie powyższe kosmetyki? Jak u Was się sprawdzają?
Które kosmetyki Joanny są Waszymi ulubieńcami?
Jakie kosmetyki marki szczególnie polecacie?
Miłego wieczoru :*
                               

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Makijaż z zeberką - Astor Soft Sensation Lipcolor Butter Matte i Makeup Revolution Mono Eyeshadow

Witajcie Słoneczka :)
Kosmetyki do makijażu każda z nas lubi, zwłaszcza, gdy są one idealnie dobrane do typu urody oraz naszych preferencji czy upodobań. Ale czasami zdarzają się nam w życiu niespodzianki, zupełnie niespodziewane, jak to na niespodziankę przystało, a wtedy to w nasze ręce trafiają kosmetyki, których, być może, same nigdy byśmy nie wybrały...

Tak właśnie było z tym oto duetem kosmetyków do makijażu - pomadki Astor Soft Sensation Lipcolor Butter Matte oraz cienia Makeup Revolution Mono Eyeshadow, które trafiły do mnie za sprawką e-zebry. 
Jak wielu z Was wie, jakiś czas temu sklep poszukiwał blogerek do współpracy, wystarczyło umieścić link do bloga i czekać.

Nie ukrywam, że miło się zrobiło, gdy otrzymałam zaproszenie do testowania, zgodziłam się nawet na otrzymanie " kosmetycznej niespodzianki " wybranej przez " załogę " sklepu. Zazwyczaj niespodzianek unikam, szczególnie gdy dotyczą one kosmetyków kolorowych, ale tym razem ciekawość mnie zżerała, więc zgodziłam się.
Czy żałuje? Z pewnością nie! Bowiem byłam zaskoczona zawartością otrzymanej paczuszki - nawilżająca kuracja do włosów się przydała, ale o niej za jakiś czas. Dziś będzie o makijażowych przyjemniaczkach, cieniu i pomadce, choć początkowo wydawało mi się, że pomadka pójdzie w kąt - czy słusznie? Same zobaczycie :)

O produktach Makeup Revolution wiele dobrego słyszałam i czytałam, ale jeszcze nie pokusiłam się na żaden kosmetyk marki. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam ten cień, dodatkowym powodem do radości był również odcień, idealnie wpisujący się w moje upodobania - właśnie takie, bezpieczne barwy, lubię na oku najbardziej! Jeśli czytaliście/oglądaliście post z ulubieńcami, to już wiecie, że ten cień został moim faworytem, już powiem dlaczego :)

Słów kilka od producenta

Makeup Revolution Mono Eyeshadow pojedynczy cień do powiek w odcieniu Adore Moi, to cień o mocnej pigmentacji, który sprawdzi się w każdej sytuacji.
Mocna pigmentacja produktu sprawia, że pięknie prezentuje się na oku.

Adore Moi Makeup Revolution to połączenie jasnego brązu ze starym złotem - takie właśnie mam skojarzenie za każdym razem, kiedy na niego patrzę. Jest lekko perłowy, opalizujący, ale bez wyrazistych połyskujących drobin, dzięki czemu na oku daje śliczny, jednolity, naturalny efekt. Pięknie rozświetla oczy, dodając spojrzeniu promienności, tak zwanego " błysku w oku " :)
Cień jest bardzo drobno zmielony, ale nie suchy, wręcz odwrotnie, określiłabym go jako lekko wilgotny - nie pyli się, z łatwością nabiera się na pędzel, nie obsypuje się podczas nakładania i noszenia.

Na szczególną uwagę zasługuje jego pigmentacja - jest niesamowicie wyrazisty, dlatego efekt jest widoczny już po jednym pociągnięciu pędzelka bądź palca, tak, tak też można :) Świetnie się utrzymuje, nie rozmazuje się, nie migruje, nie blaknie, nie zbiera się w załamaniach, nie tworzy nieestetycznych " fałd ", nie obsypuje, ściera się bardzo powoli i równomiernie, dzięki czemu poprawki w ciągu dnia są zbędne. Nawet na moich tłustych powiekach wytrzymuje przez cały dzień niemal w nienaruszonym stanie.
Jest absolutnie bezpieczny, kolorystycznie pasujący do każdego typu urody, i bezproblemowy w aplikacji , idealnie nakłada się zarówno pędzelkiem, jak i palcem. Na sucho i na mokro wygląda fantastycznie!

Dzięki grze odcieni, świetnie nadaje się zarówno jako cień bazowy, podbijający barwę innych cieni, oraz przedłużając ich trwałość, a także solo - efekt da się stopniować, a poprzez nakładanie kolejnych warstw uzyskuje się bardziej nasycony odcień. Nakładam go odrobinę na ruchomą powiekę i trocha więcej w zewnętrznych kącikach, dzięki czemu wygląda na ciemniejszy, bardziej nasycony - co widać na powyższym zdjęciu. Jeden cień, wiele możliwości!
Uwielbiam go, jest naprawdę fantastyczny, co więcej, odważę się porównać go do cieni Benefita, które dotychczas zajmowały szeregi moich cieniowych ulubieńców. Tyle że cień Makeup Revolution kosztuje przysłowiowe " grosze "!

Gdy zobaczyłam pomadkę Soft Sensation Lipcolor Butter Matte Astor`a byłam zniechęcona tak ciemnym, bordowo-brązowym kolorem. Nie przepadam za ciemnymi szminkami, bowiem nie za bardzo pasują do mojego typu urody, a drugą sprawą jest fakt, iż usta takim kolorem pokryte, przykuwają uwagę, czego nie lubię. Dla kobiet wamp to świetne rozwiązanie, dla mnie... niekoniecznie, preferuję bardziej spokojny, romantyczny styl w makijażu, lub klasyczny - czerwienie, fuksje, przygaszony róż... w nich czuję się najlepiej :)
Tym nie mniej zaryzykowałam, pomalowałam nią usta i... spodobała mi się :)

Słów kilka od producenta

Soft Sensation Lipcolor Butter Matte widocznie poprawia kondycję ust. Ma konsystencję masła, dzięki czemu wtapia się w usta i zapewnia wygodną, estetyczną aplikację. Nawilżająca formuła zawiera Squalane, składnik pozyskiwany z kokosa. Wygładza on i koi wysuszone wargi, powodując, iż stają się one o 30% bardziej nawilżone. Tak komfortowy efekt utrzymuje się aż do 5 godzin!
Soft Sensation Lipcolor Butter to praktyczny kosmetyk. Ścięta, ukośna końcówka ułatwia szybką, precyzyjną aplikację. Koloryzujący wkład wysuwa się poprzez przekręcenie podstawy opakowania, dzięki czemu nie wymaga temperowania. Wystarczy jednokrotna aplikacja, by kosmetyk w szybki i dokładny sposób wypełnił usta odcieniem.

Główne cechy produktu
  • Aksamitne, matowe wykończenie
  • Długotrwały kolor szminki i wygoda noszenia
  • Nawilżenie balsamu do ust
  • Pielęgnuje przesuszone usta
  • Ścięta końcówka dla łatwej aplikacji
Kolor nałożony na usta nie „rozpływa” się, doskonale utrzymuje się na wargach, nie sklejając ich.

Pomadka Soft Sensation Lipcolor Butter Matte jest podana w wygodnym, wysuwanym " pisaku ". Przypomina grubą kredkę, którą bez problemu można pomalować usta, nadając im zupełnie innego wyglądu. 
Konsystencja pomadki jest rzeczywiście kremowa, przyjemna i lekka, nie sucha - z łatwością sunie po ustach, wypełniając je precyzyjnie intensywnym kolorem. Nawet pędzelek w jej przypadku jest zbędny, bowiem idealnie obrysowuje kontur ust nie wybiegając, ani nie wylewając się, za jego granice. 
Zaskoczeniem okazał się kolor pomadki, moja jest w odcieniu 028 Vintage Chic,choć w sztyfcie wygląda ona na brązowo-bordowo-pomarańczową, na ustach ( a także na ręce i na papierze ) jest wiśniowa, lub można powiedzieć buraczkowa - kto jak woli :) A to już diametralnie zmienia sytuację, taką tonację to ja lubię :)

Pomadka świetnie się nakłada, wyznacza się intensywnością koloru oraz wysoką trwałością. Ale, jak każda matowa szminka, musi być nakładana na idealnie gładkie, miękkie, doskonale nawilżone usta, inaczej... podkreśli suche skórki, wchodzi w załamania, nieestetycznie się odznacza przy linii łączenia ust. 
Nie wysusza warg, ale też ich nie nawilża, po prostu bardzo ładnie podkreśla, uwydatnia, wydobywa kształt, nadaje seksapilu i... wprawia w zakłopotanie wszystkie koleżanki wokół, bowiem męskie spojrzenia są skierowane tylko ( i wyłącznie ) na usta NIĄ pokryte. 
Szlachetna, można powiedzieć klasyczna barwa Vintage Chic dodaje dostojności, a intensywność koloru na ustach z łatwością można stopniować. Na wieczór idealna w głębokiej barwie, matowe wykończenie dodaje nieco srogości, elegancji, nieprzystępności... Na dzień jednak jest nieco zbyt surowa, a więc nakładam ją w postaci bardzo cieniutkiej warstewki na mocno nawilżone balsamem usta - wtedy to przypomina intensywny odcień różu, tak zwana fuksja - moja ulubiona - prawda że ładnie wygląda w tym wydaniu? 
Wiecie co jeszcze fajnego jest w tej pomadce? Nie tylko praktyczne i łatwe w obsłudze opakowanie, nie tylko cudowny kształt i magiczna barwa, która zmienia się w zależności od oświetlenia, a także ilości zaaplikowanych warstw, ale także piękny, smakowity, waniliowo-ciasteczkowy zapach... mmmm! Obłędny! Usta nią pokryte są naprawdę mega pokusą, ze względu na... wszystko, od koloru, po teksturę i zapach. 
Mój mąż to potwierdzi - trudno, bardzo trudno się powstrzymać tak soczysto-słodkiej pokusie :*
P.S. Na każdym zdjęciu tu zaprezentowanym mam na powiekach cień Adore Moi Makeup Revolution - ostatnio jest moim niezbędnikiem w codziennym makijażu :)

Cena: cień Makeup Revolution - 4,87 zł / 3,3 g, pomadka Astor Soft Sensation Lipcolor Butter Matte - 9,39 zł / szt.

Dostępność - e-zebra.pl

Podsumowując...  

Jak widzicie, czasem niespodzianki bywają nawet bardziej niż trafione, dowodem czego są obydwa te produkty. Zarówno cienie Makeup Revolution, jak i pomadka Astor`a idealnie wpisały się w mój codzienny, i też ten wyjściowy makijaż. Niezawodne, łatwe i przyjemne w użyciu, trwałe i doskonale napigmentowane - sprawiają, że każdego dnia czuję się bardziej kobieco, po prostu piękniej :) Wystarczy tylko kilka minut :)

Znacie sklep e-zebra?
Stosowaliście może cienie Makeup Revolution, czy macie innych ulubieńców w szeregach marki?
Jak oceniacie pomadki Astora o matowym wykończeniu?
Miłego wieczoru Wam życzę :*
                                   

piątek, 21 sierpnia 2015

Ulubieńcy Dobre Dla Urody - lipiec 2015 i WYNIKI testowania z Norel!

Witajcie Słoneczka :)
Jesteście gotowe rozpocząć weekend? Jeszcze tylko tydzień, no dobra, 10 dni i koniec wakacji! Ależ ten czas leci, tym nie mniej nie ma co się smutać, taka jest kolej rzeczy, warto na maksa wykorzystać ostatnie dni wakacyjnej beztroski! Chociaż, dla rodziców tych mniejszych dzieci, to chyba jednak ulga :D
Dziś zapraszam Was na nieco spóźnionych ulubieńców lipca, zobaczycie jakie kosmetyki szczególnie umilały mi miniony miesiąc, dowiecie się także kto zostanie testerką Żurawinowego serum Norel :)

Zacna gromadka, dzięki której lipiec był nie tylko przyjemniejszym, ale i piękniejszym :) Jak wiecie szczególną uwagę przywiązuję do pielęgnacji, dobre kosmetyki są w stanie poprawić nie tylko wygląd naszej skóry i włosów, ale też samopoczucie. No ba, od oglądania zadowalających efektów w lustrze, uśmiech zawsze pojawia się na twarzy, a uśmiech - to przecież najpiękniejsza " biżuteria " każdej kobiety. Nie zabrakło też makijażowych perełek, ale o tym już za chwilę...
Zrecenzowane kosmetyki są podlinkowane do notek - klikajcie i czytajcie :)

Olejek malinowy, winogronowy, sezamowy, awokadowy i jojba wraz z kwasem hialuronowym - czyż to nie idealne połączenie? Olejek do ciała Power Fruit Evree dzięki dwufazowej formule jest lżejszy od tradycyjnych olejków, ale wcale nie traci na właściwościach! Wręcz odwrotnie - świetnie nawilża, wygładza i odżywia skórę, zapewniając jej komfort, elastyczność i gładkość bez oferowania tłustej, klejącej warstwy. Szybko się wchłania, natychmiastowo i długotrwale działa, przepięknie pachnie, czym umila zarówno stosowanie, jak i " noszenie " - na lato wręcz idealny!

Która z nas nie marzy o pięknych, zdrowych, mocnych i lśniących włosach? Vitapil Profesjonalny lotion jest stworzony dla wszystkich tych, które pragną wzmocnić włosy, poprawić ich porost oraz zapobiec, czy też zahamować, ich wypadanie. Na efekty pełnej kuracji muszę jeszcze poczekać, ale przyznam, że po ten lotion sięgam z przyjemnością, co pozytywnie odbija się na regularności - stosuję co najmniej 3 razy w tygodniu. Przyjemnie się aplikuje, łatwo się rozprowadza, nie wzmaga procesu przetłuszczania skóry głowy, nie klei, nie obciąża kosmyków u nasady, a przy tym tak przyjemnie pachnie! Ma świetne składniki takie jak ekstrakt bambusa, cysteinę, proteiny jedwabu, keratynę... i wiele innych. Recenzja będzie za jakiś czas, bowiem stosuję go wraz z suplementem Vitapil- działając od wewnątrz i od zewnątrz :)

A to moje małe, bo tylko 50-cio gramowe, odkrycie - Glicerynowy krem do rąk Oliwka Joanna. W pierwszej kolejności zachwycił przyjemnym, lekkim, ale stosunkowo trwałym aromatem. Potem konsystencją - szybko się wchłania, odczuwalnie nawilża, ładnie zmiękcza i wygładza ręce. Co najważniejsze, nie pozostawia na rękach tłustej warstwy, a więc jest idealną propozycją do stosowania w ciągu dnia - można od razu zabrać się za pracę na komputerze, bez obaw o tłustą, śliską klawiaturę :) Już wkrótce, na dniach, napiszę i pokażę więcej.

Organiczne Serum Odmładzające Beyond Organic Skincare mimo iż ma postać olejku, wcale nie obciąża skóry. Jego zbawienną moc wyczuwa się natychmiastowo, szczególnie po całodziennym przebywaniu na słońcu. Początkowo natłuszcza skórę, ale po krótkim masażu twarzy - wnika całkowicie, kojąc, odżywiając, nawilżając, regenerując, subtelnie rozświetlając, ale drobin żadnych nie posiada, także bez obaw. Jest całkowicie naturalne, skład bajeczny! Już prawie dobija dna... smuteczek. Moja skóra go uwielbia! Pisałam o nim, więc możecie poczytać i zobaczyć jak wygląda :)

Pielęgnacja twarzy jest bardzo ważna, ale to okolicom oczu poświęcam najwięcej uwagi. Skóra pod oczami jest bardzo delikatna i cienka, bez porządnego wsparcia sobie nie poradzi, a ucierpimy na tym właśnie my. W upalne dni, których i lipiec nam nie oszczędzał, solidną porcję odżywienia, nawilżenia i ukojenia mojej skórze oferuje Nawilżająco-kojący krem pod oczy SkinChemists, który stosuję od dłuższego czasu. Dodatkową jego zaletą jest to, że delikatnie chłodzi skórę, czym zapewnia prawdziwą ulgę. Usuwa drobne zmarszczki, wygładza, lekko napina, uelastycznia, długotrwale nawilża i koi skórę. Do tego wyznacza się wysoką wydajnością - klikajcie po więcej, link w nazwie ;)

Tusz Astora Seduction Codes N°2 Volume&Curve już od pierwszego użycia skradł mi serce. Świetna szczoteczka, która precyzyjnie pokrywa i rozdziela nawet najmniejsze rzęsy, bardzo uprzyjemnia stosowanie. Jest mała, ale świetnie dopasowuje się do kształtu powiek. Tusz nadaje rzęsom głębokiej czerni, podkreśla spojrzenie i upiększa. Opakowanie ma trocha do życzenia, ozdobna warstwa, którą widzimy, odkleja się od czarnej tubki, ale i tak maskara jest dla mnie miłym zaskoczeniem!

Kolejnym ulubieńcem, a jednocześnie odkryciem lipca, jest cień Makeup Revolution Redemption w odcieniu Adore Moi. Jedynymi cieniami, które aż tak bardzo lubię są Benefit`owe Longwear Powder Shadow, Adore Moi zdecydowanie im dorównuje jakościowo, a cenowo - jest znacznie tańszy. Jestem zaskoczona pigmentacją oraz wysoką trwałością, wytrzymuje na moich powiekach bez znaczących poprawek do końca dnia... Więcej już wkrótce pokażę i napiszę :)

Po zapach Avon Luck For Her w sumie nie zbyt często sięgałam wraz z nadejściem lata, myślałam, że jest nieco za słodki, na takie upały nieodpowiedni. Ale się myliłam, na rozgrzanej skórze pachnie zupełnie inaczej, dominują owocowe nuty, natomiast aromat kwiatów i drzewa sandałowego pozostają gdzieś tam daleko w tle, jedynie subtelnie podbijając i wzbogacając aromat. No i takim cudem trafił do ulubieńców lipca, a tak w ogóle, według mnie jest jednym z najpiękniejszych zapachów Avona :) Pisałam o nim jakiś czas temu.

No to czas na wyniki testowania z NORELkiem moje Drogie :)
Face Rejuve - Serum żurawinowe napinające przetestuje Ewelina K - GRATULACJE!
Podeślij proszę dane do wysyłki na adres z zakładki Kontakt :)

A Wam Kochane przypominam o testowaniu z SkinChemists - szukamy 10- ciu Blogerek :)
Do dzieła!!! Klik w zdjęcie! 

Znacie któregoś z moich ulubieńców?
Jakie macie zdanie o tych kosmetykach? Czy u Was zasługują na takie miano?
Udanego weekendu :*