Strony

środa, 30 kwietnia 2014

Baza pod cienie Ingrid od Verony

Witajcie Słoneczka ;)
Majowy weekend śmiało można uznać za otwarty!
Jak dobrze, że piątek w tym tygodniu przypadł na środę :)  Przed nami kilka dni odpoczynku, czy też spraw, na które zazwyczaj nie mamy czasu, ale zanim Was całkowicie ogarnie majówkowy nastrój, zapraszam do przeczytania recenzji Bazy pod cienie Ingrid, którą wybrałam do testowania w ramach współpracy z firmą Verona.


Dobra baza to dla mnie podstawa, mam cerę mieszaną, że skłonnością do przetłuszczenia się i choć te pod makijaż stosuję dosyć sporadycznie, bez bazy pod cienie nie mogę się obejść - żaden cień, oprócz tych niefałdujacych się, nie jest w stanie utrzymać się dłużej jak kilka godzin na moich tłustych powiekach :)
Baza pod cienie Ingrid od razu przykuła moją uwagę, postanowiłam ją wypróbować na swoich powiekach, cenowo wypada bardzo korzystnie, a jak jest z jakością i trwałością?


Słów kilka od producenta

Baza pod cienie dzięki lekkiej, kremowej konsystencji umożliwia równomierną, delikatną aplikację.
Olej z oliwek zapewnia nawilżenie, zaś witamina E znana z przeciwstarzeniowych właściwości doskonale wpływa na kondycję skóry.
Kolory staja się bardziej nasycone, cienie nie zbierają się w załamaniu powiek, zaś efekt spektakularnego makijażu utrzymuje się przez wiele godzin.



Bazę otrzymujemy w ładnym, estetycznie wyglądającym i solidnie wykonanym, przezroczystym słoiczku, o pojemności 6,5 g, z szeroką, czarną nakrętką, na której zostało umieszczone logo marki, patrząc na zakrętkę w słońcu widać subtelne, brokatowe drobinki mieniące się wszystkimi kolorami tęczy.
Słoiczek jest mały, więc bez problemu zmieści się w kosmetyczce,  dodatkowo jest poręczny i bardzo wygodny w użyciu - z łatwością odkręca się i szczelnie zakręca się jednym ruchem, czym zapewnia kosmetykowi ochronę i przedłuża jego żywotność.


Słoiczek dodatkowo jest zapakowany do tekturowego pudełko na którym znajdziemy wszystkie niezbędne informację, w tym pełny skład.
Całość bardzo ładnie prezentuje się, dodatkowo słoiczek jest odporny na zarysowania i uszkodzenia, a napisy nie ścierają się - podoba mi się dopracowanie wszystkich szczegółów.



Baza wypełnia słoiczek niemal do samej góry, ale nie dochodzi do brzegów, dzięki czemu mamy pole do " manewru " nabierając kosmetyk, no i jest łatwy w utrzymaniu w czystości, ponieważ baza nie wciska się pod nakrętkę, nie brudzi słoiczka, po każdym użyciu wygląda schłudnie.
Baza jest bezzapachowa, ma świetny, cielisty kolor i bardzo lekką, kremową, delikatną konsystencję. Z łatwością nabiera się ją opuszkiem palca i z przyjemnością rozprowadza - sunie po powiece niczym masełko, oszczędzając pocierania i rozciągania delikatnej skóry, równomiernie " układa się", natychmiastowo poprawiając i wyrównując koloryt powiek - wszystkie drobne naczynka zostają skutecznie zatuszowane ;) Nie tworzy grudek, idealnie wtapia się w skórę.


Obawiałam się, że przez swoją kremową konsystencję, mimo przyjemności aplikacji, baza straci na trwałości, ale moje obawy były bezpodstawne, owszem, jest delikatna, ale dobrze " przywiera " do powiek oraz skutecznie utrzymuje na nich cienie, ułatwia ich aplikację, podbija kolor, zapobiega migrowaniu, ścieraniu i rozmazywaniu.
Efekt na moich tłustych powiekach, w zależności od cieni, utrzymuje się nienagannie przez 6 - 8 godzin, natomiast z ciemnymi, bardzo nasyconymi odcieniami ten czas czasami skraca się o, mniej więcej, dwie godziny, zaczynają zbierać się w załamaniach, ale to i tak bardzo dobry wynik, ponieważ bez bazy te cienie fałdują się już po 2-3 godzinach.
Baza jest przeznaczona do cieni prasowanych, sypkich oraz brokatów.
Nie powoduje u mnie przesuszenia ani podrażnienia, nawet gdy trafi do oka, nie robi żadnej szkody, nie piecze, nie szczypie, z łatwością usuwa się za pomocą płynu micelarnego.

Cena - 9,99 zł / 6,5 g

Dostępność - drogerie internetowe i stacjonarne, szczegółowe info na stronie producenta - Verona.

Podsumowując...

Czy jestem zadowolona z tej bazy?
Jak najbardziej! To dobry kosmetyk za małe pieniądze który wystarczy " po/wieki " :) I choć na moich przetłuszczających się powiekach nie do końca idealnie radzi sobie z utrzymaniem w ryzach niektórych ciemnych cieni, z pozostałymi doskonale daje radę, no i jest nadzwyczajnie przyjemna w użyciu!
Dzięki bazie pod cienie Ingrid mogę cieszyć się trwałym makijażem oczu nie obawiając się rozmazywania czy fałdowania, cienie trzymają się tam, gdzie ich miejsce, a nie spływają wraz z sebum :)

Znacie tą bazę? Jak u Was zdaje egzamin?
A może polecacie inne produkty tej firmy - piszcie, chętnie skorzystam z Waszych rekomendacji :)
Udanej i pogodnej majówki Wam życzę ;*

                                                

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Tusz do rzęs L`Oreal Paris Volume Million Lashes So Couture

Witajcie Słoneczka ;)
Tusze do rzęs L`Oreal Paris należą do moich ulubieńców, ostatnią propozycją, która mnie zachwyciła, była maskara Lashes Excess Noir choć nie była ideałem, upodobałam jej głęboką czerń, wygodną szczoteczkę i świetne efekty, które zapewniała na moich rzęsach, trocha czasu od naszej znajomości upłynęło, a nie tak dawno marka wprowadziła kolejną nowość - Volume Million Lashes So Couture, która od razu przykuła moją uwagę i wzbudziła ciekawość...
Już od miesiąca namiętnie ją stosuję i przyznam, że jest naprawdę rewelacyjna, ale o tym po kolei ;)


Słów kilka od producenta

Szczoteczka Couture o wyjątkowo drobnych i miękkich włóknach, łączy w sobie delikatność i precyzję, aby dotrzeć do każdej rzęsy zapewniając równomierne rozdzielenie i elegancki efekt.
L'Oréal Paris opracował specjalną formułę, która pozwala pokryć rzęsy intensywnie czarną zasłoną.
Wysokiej jakości materiał – formuła „płynnego jedwabiu” – delikatnie pokrywa każdą rzęsę, by nadać objętość i intensywność barwy, podkreślając oczy jedwabistą czernią.
Twoje oczy zyskają elegancką oprawę i szykowny rys w najdrobniejszym szczególe dzięki innowacyjnej formule Volume Million Lashes So Couture o zniewalającym zapachu.
Ultraprecyzyjna szczoteczka Couture definiuje i otula tuszem każdą rzęsę.
Bogata formuła o zniewalającym zapachu, zawiera płynny jedwab i czarne pigmenty aby nadać rzęsom intensywną objętość bez grudek.



 Maskara L`Oreal Paris Volume Million Lashes So Couture jest podana w pięknym, charakterystycznym dla tej linii, olśniewającym opakowaniu o pojemności 9 ml, połączenie fioletu i złota tworzy harmonijną, przyjemną dla oka całość.
Ładny wygląd, to nie jedyna jego zaleta, jest również wygodne w użyciu i zostało solidnie wykonane - odporne na zarysowania, nawet po upadku wygląda nieskazitelnie, napisy nie ścierają się w trakcie użytkowania, a korek szczelnie dokręca się, delikatnie blokując się, co zapewnia dłuższą żywotność i świeżość maskarze.


Prócz podstawowych informacji o produkcie, znajdziemy również pełny skład - zamieszczam dla zainteresowanych :)



Szczoteczka również zachwyca, zarówno swoją formą jak i wielkością - jest mała, zgrabna i elastyczna, z łatwością nią operuje się nawet na najmniejszych rzęskach, i to bez brudzenia i " kropkowania" powiek :) jest usiana dużą ilością małych, i tych zupełnie malutkich, wypustek, które, w odróżnieniu od większości tego typu szczoteczek, są nadzwyczajnie delikatne i miękkie, bezinwazyjnie aplikują maskarę od nasady rzęs, bez kłucia, bez dyskomfortu, doskonale je rozdzielając, aż po same końce - otulając je równomiernie cienką warstewką tuszu.


Za każdym razem na szczoteczce jest tyle tuszu, ile potrzeba go do umalowania rzęs na jednym oku :) Magia!
Żadnego nadmiaru, nie ma więc potrzeby usuwania resztek tuszu ze szczoteczki, dzięki czemu zyskuje on na wydajności - nic się nie marnuje, a nasze rzęsy na atrakcyjności, bo nie są posklejane, lecz idealnie porozdzielane :)
Opakowanie po miesiącu stosowania nadal wygląda estetycznie i ładnie, jak nowe.


So Couture ma świetny, intensywny odcień głębokiej czerni, co przy moich jasnych rzęsach jest dużą zaletą, już po jednym pociągnięciu doskonale je uwydatnia i podkreśla nadając oczom wyrazistości, a spojrzeniu tajemniczości.
Konsystencja tuszu jest półpłynna, nie jest on mokry lecz, co mnie zaskoczyło, od razu " gotowy " do aplikacji, nie potrzebuje " leżakowania " - idealny, od samego początku! Co ciekawe, po miesiącu regularnego stosowania nie zauważyłam żadnych zmian w jego konsystencji - tusz nie gęstnieje, nadal jest taki, jaki być powinien.
Już jedna warstwa tuszu zapewnia moim rzęsom ładny, naturalny, a jednocześnie wyrazisty wygląd - dobrze wydłuża, perfekcyjnie rozdziela i ładnie kształtuje, podwijając nawet te najmniejsze rzęski. Nie zauważyłam, aby je jakoś spektakularnie pogrubiał, ale doskonale je zagęszcza, co widać zwłaszcza tuż u nasady.
Druga warstwa jeszcze bardziej pogłębia efekt - nakładam ją zazwyczaj na wieczorowe wyjścia, na co dzień wystarcza mi jedna.
Maskara nie tworzy grudek, nie skleja, nie odbija się na powiekach, szybko wysycha na rzęsach i w takim perfekcyjnym stanie utrzymuje się przez cały dzień, nie obsypuje się, nie rozmazuje, także przy łzawieniu czy wysokiej wilgotności, wytrzymuje nawet w deszczu, natomiast zmywa się bezproblemowo - używam płynu micelarnego lub żelu do mycia twarzy, w obydwu przypadkach znika bez śladu :)
Dodatkowym atutem tego tuszu jest cudowny zapach, mi przypomina mleczną czekoladę lub kakao i wanilię, który jest wyczuwalny już od pierwszego otwarcia, a potem za każdym kolejnym razem uprzyjemnia stosowanie :)

 Cena - 54 zł / 9 ml

Dostępność - drogerie, w tym internetowe.

Podsumowując...

Volume Million Lashes So Couture u mnie sprawdza się genialnie i choć cena może wydawać się wysoka, według mnie jest wart każdej złotówki!
W kilka chwil upiększa rzęsy, nadając im intensywnego odcienia czerni, idealnie rozdzielając, wydłużając i podkręcając je, a przy tym niezawodnie utrzymuje się przez cały dzień i z łatwością zmywa się.
Tusz nie powoduje u mnie podrażnienia, nie przyczynia się do nadmiernego wypadania rzęs i jak przyjemnie pachnie! Aż chce się po niego sięgać :)

Znacie/stosujecie ten tusz?
Jak go oceniacie?
Czy przypadł Wam do gustu tak samo jak mi, czy macie co do niego zastrzeżenia?
Miłego wieczoru :*

                                                           

piątek, 25 kwietnia 2014

Kuracja Dyscyplinująca z olejkiem Arganowym - chcesz wypróbować?

Witajcie Słoneczka :)
Ja z natury nie mam pofalowanych ani kręconych włosów, tym nie mniej, nie zawsze one wyglądają tak, jakbym chciała - niby są dosyć cienkie, podatne na obciążenia, przesuszenia, puszenie, zwłaszcza pod wpływem wilgoci. Nieraz stają się tak trudne do ujarzmienia, że muszę sięgać po olejki lub kosmetyki wygładzające, które w pewnym zakresie niwelują te problemy, za prostownicą nie przepadam i stosuję ją w naprawdę niezbędnych sytuacjach, co zdarza się raz na, tak zwany, ruski rok ;)
Ponad miesiąc temu sięgnęłam po coś znacznie konkretniejszego, Kurację Dyscyplinującą z olejkiem Arganowym Alta Moda od marki Alfaparf - działanie i efekty której chcę Wam dziś opisać i pokazać :)
Mam też propozycję dla Was - jeśli chcecie wypróbować taką kurację, tyle że z olejkiem Lnianym, koniecznie zajrzyjcie :)


Słów kilka od producenta

Kuracja Dyscyplinująca umożliwia stopniowe uzyskanie zdyscyplinowanych, prostych, miękkich i pełnych blasku włosów, bez ich obciążania. To produkt, dzięki któremu kobiety będą mogły prostować sobie włosy same, w sposób łatwy, pewny i bezpieczny, we własnym domu, tylko przy użyciu suszarki i prostownicy!
Głównym składnikiem aktywnym kuracji jest Krem Intensywnie Dyscyplinujący o wysokich właściwościach dyscyplinujących, który zamyka łuski włosa wyrównując wszystkie jego warstwy, wygładza strukturę włosów oraz zapobiega rozdwajaniu się końcówek i puszeniu się włosów. Dodatkowo tworzy warstwę ochronną zabezpieczającą włosy przed wysoką temperaturą podczas prostowania oraz czynnikami zewnętrznymi niekorzystnie wpływającymi na ich wygląd.
Zestaw uzupełniają Szampon Dyscyplinująco – Normalizujący oraz Maska Dyscyplinująco – Regenerująca.


Kuracja Dyscyplinująca z OLEJKIEM ARGANOWYM jest przeznaczona do każdego rodzaju włosów.
Olejek Arganowy to najlepszy sprzymierzeniec włosów. Wraz z kwasami tłuszczowymi Omega 6, Witaminą E i niezbędnymi nienasyconymi kwasami tłuszczowymi głęboko nawilża i odżywia włókna włosów, zwiększając ich odporność podczas kuracji.
Kuracja Dyscyplinująca jest produktem całkowicie bezpiecznym.
Nie zawiera formaldehydu, amoniaku oraz parabenów!


Kurację można stosować na włosach naturalnych, jak i farbowanych.
Zaleca się powtarzanie Kuracji Dyscyplinującej nie częściej niż raz na miesiąc.
Efekt Kuracji Dyscyplinującej utrzymuje się od 2 do 3 miesięcy w zależności od rodzaju włosów. Po każdej aplikacji produktu efekt zdyscyplinowanych, miękkich i zdrowych włosów jest coraz lepszy.

W skład zestawu wchodzą:
  • Krem Intensywnie Dyscyplinujący z Olejkiem Arganowym - 95 ml 
  • Szampon Dyscyplinująco - Normalizujący z Olejkiem Arganowym - 60 ml 
  • Maska Dyscyplinująco - Regenerująca z Olejkiem Arganowym - 40 ml 
  • Instrukcja i rękawiczki


Kurację Dyscyplinującą otrzymujemy w ładnym, barwnym pudełku, z którego już po kilku chwilach wyczytamy wszystkie ważnie informacje - nazwę i opis produktu, spis zawartości, uwagi dotyczące stosowania, ostrzeżenia, pełny skład oraz termin ważności.
W środku znajdziemy instrukcję, która w szczegółowy sposób opisuje sposób użycia kuracji, oraz sposób przeprowadzenia próby przed jej zastosowaniem, a także rękawiczki oraz trzy ponumerowane, wedle sposobu użycia, saszetki z nazwami produktów, które zawierają - proste i wygodne w stosowaniu, bez problemu da się je otworzyć delikatnie ciągnąć w miejscach nacięcia.


Wedle wskazówek producenta w pierwszej kolejności przygotowałam niezbędny " sprzęt " :)
Miseczkę na krem, pędzel do aplikacji, suszarkę, prostownicę, rękawiczki, grzebień, a także ręcznik i klamry do włosów, które na zdjęcie akurat się nie załapały :)
Krem Intensywnie Dyscyplinujący jest biały i ma gęstą, kremową konsystencję, przypominającą maskę do włosów, od niego właśnie zaczynamy kurację.
Krem należy nakładać na suche, czyste, bez pozostałości po innych produktach, włosy, wcześniej dzieląc je na 4 sekcje - to bardzo ułatwia aplikację, więc warto zastosować się do zaleceń.


Szybko nałożyłam krem na każdą sekcję włosów, od nasady aż po same końce, przygotowałam suszarkę, zdjęłam klamry i dokładnie wyczesałam włosy - przy mojej długości, za ramiona, miałam pod koniec trocha z tym trudności, ponieważ krem zaczyna po jakimś czasie zastygać, nie wiedziałam o tym, teraz jednak wiem, że działając szybko, można tego uniknąć - w każdym bądź razie, nie wyrwałam sobie nadmiaru włosów, ani nic z tych rzeczy :)
Krem zostawiłam  na wskazane 20 minut, w tym czasie susząc włosy gorącym strumieniem powietrza suszarki i delikatnie je rozczesując, co już później nie sprawia trudności, a po wysuszeniu włosy ...  stały się sztywne, jakby oblane miodem :) Nie przeraziłam się, bo informacja o ich " nienaturalności " również jest zamieszczona w instrukcji - to normalny stan rzeczy przy tej kuracji :)
Następnie zabrałam się za prostowanie pasemek włosów, stopniowo, przeciągając prostownicą, nagrzaną do 160°C, po 5 razy każde pasemko, dla bardziej intensywnego efektu gładkości warto podwoić ilość pociągnięć, nie 5, a 10 razy prostując każde pasemko, ale przy moich włosach nie było to koniecznie ;)
Tyły mi pomagał prostować Wojtas, sama nie dałabym rady dokładnie tego zrobić.


Po wyprostowaniu dokładnie spłukałam włosy z kremu, a następnie umyłam je szamponem Dyscyplinująco - Normalizującym, saszetka zawiera go tyle, że spokojnie wystarczyłoby na 4 mycia, a nie tylko na dwa, więc nie oszczędzałam :)
Szampon ma jasno-żółty, neonowy kolor, jest przezroczysty, trocha rzadki, ale nie przelewał się przez palce, nie spływał z włosów, świetnie rozprowadzał się i bardzo obficie pienił. Doskonale oczyścił skórę głowy i włosy od kremu, sprawiając, że stały się one miękkie i delikatne w dotyku. Piękny zapach szamponu uprzyjemniał jego stosowanie.
Następnie na 5 minut nałożyłam maskę Dyscyplinująco - Regenerującą, która ostatecznie uwieńczyła dzieło :)
Maska ma gęstą, treściwą, kremową konsystencję i jasno-żółty kolor, doskonale rozprowadza się po włosach i natychmiastowo działa, zmiękczając, wygładzając i  nawilżając włosy. Po jej użyciu rozczesywanie szło jak po masłu :)
Piękny, słodkawo-świeży zapach był długo wyczuwalny...


Tuż po naturalnym wyschnięciu, nie używałam już suszarki i tym bardziej prostownicy, uzyskałam niesamowity efekt idealnie prostych, gładkich, miękkich i delikatnych w dotyku włosów!
Producent zaznacza, że dla uzyskania lepszego efektu, po wysuszeniu włosów suszarką, użyć prostownicy, ja te dwa ostatnie kroki pominęłam, były, jak widzicie, dla mnie zbędne ;)


Kuracja Dyscyplinująca zawiera czynniki, które wspomagają stopniowe wygładzanie włosów, jednak na farbowanych włosach, czynniki te mogą prowadzić do ich rozjaśnienia, u mnie właśnie tak było, włosy mi wyraźnie rozjaśniły się.
Po kuracji można od razu przeprowadzać koloryzację, ja tego nie robiłam, bo rozjaśnienie, przy moim kolorze włosów, było mi "na rękę" :)
Włosy po kuracji były lejące się, gładkie i lśniące, nie zauważyłam żadnego przesuszenia, nawet na końcówkach, jedynie skóra głowy była trocha " ściągnięta ", napięta, ale po godzinie to uczucie zniknęło.


Jeszcze bardziej od uzyskanych efektów zaskoczyła mnie trwałość tej kuracji, na moich włosach efekt wyprostowanych włosów utrzymywał się ponad miesiąc, jest to jednak kwestia indywidualna, efekt, jak i jego trwałość, zależy od typu, stanu i kondycji włosów - kurację można powtarzać nie częściej jak raz w miesiącu, z pewnością jest ona bardziej wygodnym oraz łatwym, i co najważniejsze bezpiecznym!, sposobem, niżeli codzienne prostowanie ;)
Jestem bardzo zadowolona z tej kuracji i z pewnością jeszcze nieraz do niej wrócę!

UWAGA!!!
Mam też dla Was propozycję nie do odrzucenia :)
Jeśli masz problem z niesfornymi włosami...
Jeśli codziennie, lub niemal codziennie, zmagasz się z prostownicą...
Jeśli masz włosy zniszczone, potrzebujące troski...
PRZETESTUJ Kurację Dyscyplinującą z Olejkiem Lnianym!


Wystarczy że:
1. Jesteś obserwatorem bloga Dobre Dla Urody
2. Odpowiedziałaś twierdząco na jedno, lub wszystkie, z powyższych określeń " włosowych"
3. Pragniesz wypróbować działanie kuracji, a jej efekty opiszesz i pokażesz w recenzji na swoim blogu
Zgłoś się do TESTOWANIA!

Wystarczy wyrazić chęć do testowania w komentarzu pod niniejszą notką.
Na Wasze zgłoszenia czekam do 4 maja!
Wyniki poznacie w ciągu 5 dni od zakończeniu " naboru " :)

Pamiętajcie!
Wraz z chęcią testowania deklarujecie poważne podejście do sprawy i zobowiązujecie się do napisania recenzji 
Kuracji Dyscyplinującej z olejkiem Lnianym na swoim blogu!
Osobę do testowania wybierze firma Alfaparf

Zapraszam :)

                                              Życzę Wam udanego i słonecznego weekendu Kochane :)                                                                                            

czwartek, 24 kwietnia 2014

W końcu jestem na Facebooku - dołączycie?

Witajcie Słoneczka :)
Dziś wpadam tylko na krótką chwilkę, mam dla Was pewną informację :)
W końcu TO zrobiłam, przechodzę z " epoki kamienia łupanego " do ery cywilizacji - założyłam profil blogowy na Facebooku!!!
Chcę być bliżej Was, a dzięki fanpage`u, będzie to jak najbardziej realne i możliwe :)

Zapraszam Was serdecznie do polubienia fanape`a Dobre Dla Urody, będzie tam nie tylko blogowo, urodowo i kosmetycznie, ale także prywatnie, z pewnością wspólnie nie będziemy się nudzić :)
Wkrótce przygotuję dla Was facebookowe rozdanie, a już jutro będzie niespodzianka na blogu :)
                                                                 Zapraszam :)    
                                                                       

Buziaki przesyłam :*

P.S. Dziewczyny, podawajcie proszę w komentarzach linki do swoich blogowych profilów na Facebooku, lubię wielu z Was jako osoba prywatna, teraz chcę również z blogowego polubić ;)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Akademia Zmysłów L`Occitane - Migdał

Witajcie Słoneczka ;)
Jak samopoczucie po świętach?
Mam nadzieje, że udało się Wam odpocząć, ja trocha zregenerowałam siły, najwyższy czas wracać do " normalności ":)
Dziś zapraszam Was na kolejną odsłonę pudełka otrzymanego w ramach projektu Akademii Zmysłów L`Occitane, w marcowej edycji główną rolę odgrywa Migdał.
Jesteście ciekawe zawartości? Chodźcie ;)


Twardy orzech o kolorze kości słoniowej, który wzrasta osłonięty w pięknej, miękkiej, zielono-jedwabnej skorupce. Jest niezwykle ceniony za swoje kosmetyczne właściwości. Z orzecha pozyskiwany jest elegancki i bogaty olejek migdałowy, a także mleczko i proteiny, które nawilżają, odżywiają, wygładzają i ujędrniają skórę.
Szeroko znane ze względu na swoje nawilżające i zmiękczające działanie, proteiny ze skorupki migdała sprawiają, iż naskórek staje się jędrniejszy i bardzie elastyczny. W połączeniu z innymi składnikami, wspomniane proteiny pomagają w walce z cellulitem i pozwalają kształtować sylwetkę.
W mitologii greckiej, drzewo migdałowe symbolizowało młodzieńczość, delikatność i wdzięk. Dopiero na początku wieku, drzewo migdałowe stało się jednym z symboli Alpes de Haute Provence, podobnie jak lawenda czy drzewo oliwne.
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia zaprzestano uprawiania drzew migdałowych na rzecz bardziej opłacalnych upraw. Obecnie L'Occitane wspiera projekt koordynowany przez samorząd Alpes de Haute-Provence, którego celem jest powrót do kultywacji tych pięknych drzew w Prowansji.


Po otwarciu pięknego pudełka moim oczom okazało się " migdałowe wnętrze " - te kosmetyczne skarby, nie tylko dostojnie prezentowały się, lecz także przepięknie pachniały, aromat migdałów należy do jednych z moich ulubieńców, nie zaskoczę Was, gdy powiem, że byłam oczarowana!
A w pudełku znalazłam:
  • Olejek pod prysznic Migdał
  • 2 Mini kremy do rąk Migdał
  • Peelingujące mydło Migdał
  • Masażer do ciała
  • 4 saszetki koncentratu do ciała Migdał
Miałam wystarczająco dużo czasu, by bliżej zapoznać się z powyższymi produktami, poczuć ich działanie oraz dostrzec efekty, które zapewniają - zapraszam do czytania ;)


Słów kilka od producenta

Ten migdałowy olejek pod prysznic w kontakcie z wodą zmienia się w wyjątkową pianę, która dzięki swej oryginalnej i niepowtarzalnej konsystencji sprawia, że skóra staje się aksamitna i gładka.
Wzbogacona o olejek migdałowy formuła chroni hydrolipidową powłokę skóry oraz pozostawia delikatny apetyczny zapach świeżych migdałów.

Główne składniki:
  • Migdałowiec
  • Winorośl
  • Rozmaryn

Olejek jest zamknięty w przezroczystej butelce, o pojemności 250  ml, wykonanej z twardego tworzywa, zamykanej korkiem z dozownikiem typu press swoją wielkością dobrze dostosowany do konsystencji produktu - olejek z łatwością dawkuje się, a dzięki przezroczystej butelce, na bieżąco możemy śledzić stopień zużycia.
Na butelce znajdują się wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu: opis, także w języku polskim, sposób użycia, pełny skład, miejsce produkcji - Francja, oraz termin ważności - 12 miesięcy od momentu otwarcia.


Olejek ma płynną, lekko tłustą konsystencję i żółte zabarwienie, swoim niesamowitym, bardzo przyjemnym, słodkawo-świeżym zapachem wprawia w błogi nastrój, relaksuje, odpręża i bardzo uprzyjemnia chwile spędzone pod prysznicem.
Olejek należy rozprowadzić na mokrej skórze ciała i masować aż do uzyskania piany, próbowałam go stosować bezpośrednio na skórę, jak również aplikowałam za pomocą myjki do ciała, która dodatkowo masowała skórę oraz znacznie bardziej potęgowała wytwarzanie piany.
Pierwszy sposób, czyli aplikacja bezpośrednio na ciało, doskonale sprawdza się w okresach nadwrażliwości skóry, lekki masaż, tłustawa konsystencja olejku i delikatna, kremowa pianka, przypominająca emulsję, są dla podrażnionej skóry prawdziwym zbawieniem :)


W partiach zagrożonych lub już objętych cellulitem olejek w połączeniu z masażerem sprawdza się idealnie!
Wypustki skutecznie, ale bezinwazyjnie, masują skórę, z łatwością poruszając się po śliskiej skórze.
Olejek dobrze się spłukuje, brew pozorom czy podejrzeniom, wcale nie zostawia na skórze tłustej czy klejącej, nieprzyjemnej warstwy, lecz delikatną, ochronną warstewkę, dzięki której skóra jest dobrze chroniona i ukojona, zyskuje miękkość i gładkość.
Przy normalnej skórze, po użyciu olejku, nie ma konieczności balsamowania ciała, przy suchej warto po niego sięgnąć, choć to już raczej kwestia indywidualna.
Otulający zapach na ciele utrzymuje się bardzo długo, co mnie bardzo cieszy. Olejek jest szalenie wydajny, co jest jego kolejnym atutem - cudowny!

Cena - 75 zł / 250 ml


Masażer to idealny umilacz każdej kąpieli, zwłaszcza niezbędny osobom, które tak jak ja, walczą z nadmiarem tłuszczyku, tu i ówdzie, oraz cellulitem, zgrozą wszystkich kobiet ;)
Masażer L`Occitane został bardzo precyzyjnie i pięknie wykonany, dopracowano w nim wszystkie, nawet najdrobniejsze szczegóły. Wykonany z drewna, jest gładki i miły w dotyku, elastyczna gumowa podstawa jest najeżona twardymi, przezroczystymi, doskonale ukształtowanymi wypustkami z tworzywa, wygodny materiałowy uchwyt ułatwia stosowanie masażera - dzięki niemu masażer idealnie przylega do ręki, nie ślizga się, nie wypada, nawet z mokrej dłoni :)
Dzięki tym wszystkim szczegółom masażer zapewnia naprawdę przyjemne doznania, czy to na sucho, z olejami, czy też na mokro, pod prysznicem - niezawodny!


Delikatne mydło z peelingującymi drobinkami Migdał to kolejny produkt, który zawładną moją ciekawością oraz zmysłami.
Mydła L`Occitane należą d moich ulubieńców, wszystkie, które dotychczas stosowałam, sprawdzały się na mojej skórze doskonale, jednak peelingującego jeszcze nie posiadałam, co szczególnie zaostrzyło mój apetyt na niego ;)


Mydełko jest zapakowane w matową, twardą folię, na której znajdują się podstawowe informacje takie jak skład, miejsce produkcji - Francja, i waga - 50 g.
Niestety nie jest ono dostępne w sklepie w pojedynku, jedynie w prezentowym zestawie Migdałowe Przyjemności.



Mydło ma owalny kształt, niczym migdał, i mleczno-beżowy kolor z widocznymi, zatopionymi brązowymi drobinkami, podejrzewam, że są to rozkruszone łupinki migdała, są dosyć ostre, drobne, okrągłe, dobrze wyczuwalne podczas każdego użycia.
Mydełko jest twarde, ale pod wpływem ciepła i wody bardzo dobrze pieni się, wytwarzając białą, delikatną piankę, natomiast nie zauważyłam aby miękło, nie tworzy też nieestetycznych glutów, szybko wysycha i ciągle zachowuje swoją formę, równomiernie zmydlając się.


Mydełko jest delikatne dla skóry, dlatego używam go nie tylko do mycia ciała, ale również twarzy, nie oferuje przesuszenia, podrażnienia, nie ściąga skóry, nie zostawia po sobie żadnego osadu.
Drobinki w delikatny sposób złuszczają martwy naskórek, ale ze względu na ich ostrość, stosując mydło do mycia twarzy, najpierw go spieniam w dłoniach, a następnie powstałą pianką myję cerę.
Zapach jest równie uroczy i nadzwyczajnie przyjemny, jak w pozostałych produktach z tej linii, długo utrzymuje się na skórze i w łazience :)
Polubiłam go bardzo, i chciałabym, aby było dostępne w sklepie solo, z pewnością co jakiś czas powracałabym do niego :)

Cena - ok. 15 zł / 50 g


Krem do rąk Migdał jest mi dobrze znany od dawna, bardzo go lubię, zarówno za zapach, cudowny!, jak i doskonałe działanie. Te są w wersji mini, po 10 ml każdy,  mają formułę bogatą w delikatne mleczko migdałowe i wygładzające migdałowe proteiny, konsystencja bardzo delikatna, nietłusta, dzięki czemu krem szybko wchłania się i dobrze nawilża skórę rąk, nie pozostawiając na niej żadnej klejącej warstewki, co kwalifikuje go do kremu na dzień - tuż po aplikacji mogę pracować na komputerze, nie zostawiając tłustych plam na klawiaturze ;)
Krem pozostawia na skórze delikatny zapach kwiatów migdałowca, który bardzo długo utrzymuje się, ciesząc nos i zmysły swoją obecnością ;)
Wydajność tego kremu oceniam jako wysoką, niewielka ilość wystarczy, by zadbać o delikatną skórę rąk, a więc te maluchy posłużą przez jakiś czas ;)


Koncentrat do ciała Migdał zamknięty w tych saszetkach zrobił na mnie dobre wrażenie, czuje się zachęcona do wypróbowania pełnowymiarowej wersji - konsystencja lekka, delikatna, wchłania się bez reszty, co lubię, zapach cudowny, utrzymany w tych że nutach, co cała linia Migdał.
Koncentrat ma za zadanie zapewnić skórze długotrwałe nawilżenie, a także ujędrnić ją i zmiękczyć, a przy regularnym stosowaniu, przez miesiąc, ma poprawić kontur ciała i sprawić, że skóra stanie się napięta i satynowo gładka - zapowiada się ciekawie ;)

Jak Wam podoba się marcowe pudełko od L`Occitane?
Co szczególnie zaciekawiło, a może znacie/ lubicie/ stosujecie któryś z powyższych kosmetyków - co o nich sądzicie?
Miłego wieczoru Wam życzę, ruszam do Was " w odwiedziny", mam spore zaległości, ale obiecuję w najbliższym czasie nadrobić :)

piątek, 18 kwietnia 2014

Wesołych świąt Wielkanocnych :)

Witajcie Słoneczka,
Przepraszam, że w tym tygodniu tak mało mnie było zarówno u siebie na blogu i u Was, ale wiosenne porządki i przedświąteczne przygotowania pochłonęły mnie bez reszty, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest tyle pracy przy tym wszystkim, gdy robi się to w pojedynku ;)
Wojtas w pracy, więc wszystko spadło na moje barki... ech, już nie mogę się doczekać świąt, by odpocząć i pobyć z rodzinką - a jak tam u Was idą przygotowania?


Ja wraz z dziećmi zabrałam się w tym roku za samodzielne wykonanie świątecznych jajek, z reguły zawsze odbywaliśmy tą czynność najprostszą metodą - gotowanie w łupinach cebuli, jednak dzieci rosną, i już trzeba je powoli wprowadzać w świat tradycji - samodzielnie pomalowane pisanki z pewnością smakują lepiej :)
Trocha sianka, stary koszyczek, dwa piórka i kropki na jajkach tworzą niezłą ozdobę w rustykalnym stylu, nawet mi się spodobała taka zabawa ;)


Co zrobić z nadmiarem lakierów? Użyć je do malowania jajeczek!
Próbowaliśmy też farbkami - frajdy było co nie miara, dzieci zabrały się za to z pełnym zaangażowaniem i, przy okazji, odkryły w sobie pasje do sztuki :)
Ach, to skupienie na ich twarzyczkach...
A ja miałam czas na spokojne sprzątanie ;)



Może nie są szczytem twórczości, ale dla mnie, to są najpiękniejsze pisanki na świecie!!! :)


Na pocieszenie i uwieńczenie ciężkiego tygodnia zawitał do mnie zajączek wielkanocny prosto z butiku Cincoterra - jesteście ciekawe co kryje ta urocza torebeczka?



W ramach współpracy wybrałam dla siebie całkowicie mi nieznane do tej pory produkty marki Simple - krem na noc i krem do okolicy oczu z zieloną herbatą - zapowiadają się cudownie, jestem ciekawa jak u mnie się sprawdzą ;)
Wraz z wybranymi produktami w przesyłce znajdowała się super niespodzianka dla mnie - 6 próbek niszowych perfum ETAT LIBRE d'ORANGE i smakowity batonik w wersji light - jestem bardzo mile zaskoczona, niby szczegół, ale jaki przyjemny :)


Przy okazji przedświątecznych zakupów w Biedronce, wpadł mi w ręce piękny, krwisto - czerwony lakier od Bell - już czuję, że święta u mnie będą kolorowe i mega pachnące ;)
Zmykam Kochane, jeszcze czeka mnie wiele pracy - pieczenie ciast, przygotowanie świątecznych potraw, dekoracja mieszkania i wiele innego.
Wracam tuż po świętach, a tym czasem życzymy Wam...


Udanych, ciepłych, pogodnych i rodzinnych  
świąt Wielkanocnych!
Smacznego jajeczka i mokrego Dyngusa :*